Senja

Senja
Husfjellet - Senja - Norwegia

poniedziałek, 7 stycznia 2019

Park Narodowy Sekwoi, Kalifornia, USA

5 lutego 2017 r.
Dzień ten miał być jednym z najbardziej wymagających, bo zaplanowaliśmy wiele wypraw. 
Trasy miały prowadzić przez dwa parki - Sequoia i King's Canyon, jednakże pogoda całkowicie pokrzyżowała nasze plany. Okazało się, że w Sequoia Canyon spadło tak dużo śniegu, że przejazd do King's Canyon został zamknięty i musieliśmy zadowolić się tylko przejazdem przez sekwojowy raj. 



Przy wjeździe do parku zapytano nas, czy mamy łańcuchy na koła, które były obowiązkowe. Planując wyprawę wiedzieliśmy, że taka sytuacja może mieć miejsce, więc zakupiliśmy łańcuchy już w pierwszym sklepie po przylocie do Stanów. 

Droga przez Sequoia wiodła bardzo pokręconymi serpentynami. Na szczęście nie były zaśnieżone ani śliskie, dlatego łańcuchy jednak się nie przydały. 



Pierwsze miejsce, w którym się zatrzymaliśmy to parking przy wejściu na ścieżkę do General Sherman Tree. General Sherman to okaz mamutowca olbrzymiego, który jest największym obecnie okazem w swoim gatunku (84 m). 





Postanowiliśmy jeszcze spróbować dotrzeć do Moro Rock , wychodząc z parkingu przy Giant Forest Museum, jednak okazało się, że dojście tam bez rakiet śnieżnych jest niemożliwe. Człowiek zapadał się po uda w śniegu, a w lepszym wypadku tylko po kolana. Po godzinie udało nam się przejść jakieś 800 m..., a do końca zostały jeszcze jakieś 2 km
Już było wiadomo, że nie uda nam się dojść do celu, więc odpuściliśmy i z lekkim niedosytem wróciliśmy do samochodu, aby udać się już w drogę do naszego następnego noclegu, który tym razem mieliśmy w Merced w "Best Value Inn Merced".


Praktyczne informacje:

1. Miejsca, do których udało nam się dotrzeć

- General Sherman Tree Trail - 36.580555, -118.751959

- Moro Rock Trail (5,4 km) - 36.565045, -118.776683
Best Value Inn Merced - 37.302020, 120.501490

2. Zaplanowane, niezrobione


- Big Trees Trail (ok. 45min) - parking 36.565720, 118.773492 (do szlaku trzeba kawałek dojść)

- Hanging Rock Trail (1,6 km) - 36.565045, -118.776683
- Congress Trail (ok. 3 km) - 36.580555, -118.751959
- General Grant Tree Canyon (700 m) - 36.747024, -118.974534
- Redwood Canyon Trail (6,5 km) - 36.707550, -118.920954
- Panoramic Point - 36.753850, -118.946871

piątek, 4 stycznia 2019

Death Valley - Kalifornia

4 lutego 2017 r.

Opuszczamy Las Vegas i w pierwszej kolejności udajemy się do Death Valley. Pomimo tego, że to luty, słoneczko przyświeca i dzisiaj czeka nas bardzo ciepły dzień (22˚C).
Dolina Śmierci to depresja, która znajduje się na pustyni Mojave w Kalifornii.
Pierwszy punkt widokowy - Dante's View - znajduje się na wysokości 1669 m. Rozciąga się z niej widok na dolinę, ale przede wszystkim na niesamowite solnisko o wdzięcznej nazwie Devil's Golf Course (Pole golfowe diabła), które znajduje się na wysokości 83 metrów poniżej poziomu morza i całe pokryte jest kryształkami soli. Z punktu widokowego Devil's View wygląda jak białe jezioro i naprawdę robi wrażenie.
Kolejny punkt to Zabriskie Point z widokiem na bardzo ciekawe formacje skalne. Tam spędzamy tylko chwilkę, podziwiając widoki z parkingu. Niestety, nie ma czasu na dłuższą wyprawę, bo jeszcze daleka droga przed nami.


Po tym krótkim postoju dojeżdżamy do parkingu, z którego przespacerujemy się po olbrzymich piaszczystych wydmach, czyli Mesquite Flat Sand Dunes. 



Byliśmy tam w sobotę, więc tłum też był niczego sobie. 








Ludzie przechadzali się całymi rodzinami po wydmach, a niektórzy nawet zjeżdżali na snowboardzie. Takie spacerowanie po wydmach to dosyć duże wyzwanie, szczególnie w tak ciepły dzień. Ciężko sobie wyobrazić jaki ukrop panuje tu latem. Podobno temperatura sięga nawet 48˚C. Zima to jednak najlepszy okres na zwiedzanie Death Valley.




Ostatnim punktem, który udało nam się zrealizować w Death Valley, był krótki spacer do suchego wodospadu na końcu Mosaic Canyon



Trasa ta zajęła nam niecałe 2 godziny i prowadziła w większości przez ciasne szczeliny pomiędzy skałami, które w niektórych miejsca trzeba było pokonać wspinając się na nie lub przeciskając się pod głazami. Trasa nie była oblegana, więc pokonywało się ją bardzo przyjemnie.










W planach mieliśmy jeszcze Artistic Drive i Ubehebe Crater, jednakże po przeliczeniu czasu, jaki zajmie nam dojazd do naszego noclegu stwierdziliśmy, że niestety nie damy rady dojechać do tych miejsc. Oznaczałoby to, że dodatkowo musielibyśmy przejechać ponad 110 km, a zostało nam jeszcze 335 km do naszego noclegu w Vagabond Inn Bakersfield South w Bakersfield. Szkoda, bo na pewno warto byłoby 
zobaczyć te miejsce.  :-(
Widok z motelu w Bakersfield

Praktyczne informacje (GPS parkingów):


Dante’s View (400m) - 36.220392, -116.726555
Zabriskie Point (300m) - 36.421007, -116.809092
Artist Drive (9mil+4mile) - 36.381703, -116.851174
Ubehebe Crater (600m) - 37.010987, -117.454848
Mesquite Flat Sand Dunes - 36.605944, -117.116535
Mosaic Canyon (1,5km) - 36.572092, -117.144409
Vagabond Inn Bakersfield South - 35.294902, -119.027752


Red Rock Canyon, Las Vegas, Hoover Dome

 2 lutego 2017 - czwartek

Nareszcie możemy się trochę wyspać, bo dzień nie jest zaplanowany jako bardzo intensywny i nie jest wypełniony ciężkimi wyprawami górskimi. 




Dziś jedziemy do Parku Red Rock Canyon (37 km od naszego motelu), w którym właściwie mamy zamiar pokonać pętlę widokową o długości ok. 20 km i to w dodatku w samochodzie, więc się raczej nie zmęczymy. 

No i oczywiście plany swoją drogą, a życie swoją. Dojeżdżamy do parkingu Sandstone Quarry Overlook, skąd wychodzi kilka szlaków na pobliskie szczyty i wzniesienia.

W oddali widzimy szczyt, który jakby trochę nie pasuje do kolorowych skał kanionu. Góruje nad wszystkimi i jest szary. Sprawdzamy co to i okazuje się, że to Turtlehead Peak (602 m) i rzeczywiście, jak się mu przyjrzeć, to wygląda jak głowa żółwia.

Analizując inne szlaki w Red Rock Canyon odkrywamy, że jest to najdłuższy i dosyć wymagający szlak, ale przecież nas to nie zraża. Czasu mamy aż nadto, choć dziś mieliśmy wypoczywać. A jak wiadomo, nie ma nic lepszego niż aktywny wypoczynek. :-)

Szlak jest dosyć wymagający, ale nie ma tragedii. Osoba ze średnią kondycją poradzi sobie z tym wejściem. Końcówkę na szczyt wchodzimy już po śniegu. Niewiele osób wybrało się na sam wierzchołek. Większość rezygnuje na przełęczy i wraca na parking. My oczywiście nie odpuszczamy widoku z samego szczytu, szczególnie, że nie ma tutaj nikogo i możemy się rozkoszować piękną pogodą i widokami. 


W opisach szlaku szacuje się, że dojście na szczyt i zejście zajmuje ok. 3,5 - 4,5 h, my jednak pokonujemy go w 2 godziny 40 minut, być może dlatego, że d
rogę powrotną pokonujemy prawie biegiem. 


Po dotarciu do autka kontynuujemy naszą przejażdżkę trasą widokową, zatrzymując się w kilku punktach widokowych, które są polecana jako wyjątkowo atrakcyjne krajobrazowo.





Dziś wieczorem szalejemy po Las Vegas!











Wykupiliśmy sobie przejażdżkę High Roller'em, aby zobaczyć Las Vegas w nocy w całej jego krasie. 






Mamy szczęście, że nie ma zbyt wielu chętnych na przejażdżkę o godzinie, o której my się tam zjawiamy, dlatego dostajemy swoją własną, prywatną kapsułę.





Przez 30 minut jedziemy wolno słynnym kołem, widząc najsłynniejsze kasyna, hotele, fontanny i ulice z góry. 






Wracając koło północy oglądamy jeszcze pokaz tańczącej fontanny przed hotelem Bellagio. Jest to jeden z robiących największe wrażenie show. Można go oglądać bez końca. Woda i światło tworzą wraz z muzyką (różnego rodzaju) niezapomniane efekty. Mieliśmy możliwość oglądać je kilka razy w ciągu naszego krótkiego pobytu.


Na koniec naszego pierwszego dnia w Mieście Grzechu idziemy jeszcze do kasyna i wydajemy trochę pieniędzy, aby dać szansę naszemu szczęściu na zrobienie z nas milionerów. 




Niestety, nic z tego nie wychodzi. I w ten sposób każdy stracił po dolarze. ;-)





3 lutego 2017 - piątek 

Hoovera Dome to jedno z najczęściej odwiedzanych miejsc w okolicach Las Vegas. Wybudowana na rzece Kolorado na granicy stanu Arizona i Nevada. Znajduje się około 50 km od Las Vegas. Ciekawostką jest, że przechodząc przez zaporę należy uwzględnić różnicę czasu w każdym ze stanów - po jednej stronie zapory mieliśmy godzinę 13.30, a po drugiej 12.30. 




Zapora ma wysokości 224 m i jest długa na 379 m. W dniu, w którym my tam byliśmy, było dosyć wietrznie. Słoneczko świeciło, ale jeżeli chodzi o temperaturę to czapki się przydały. 









W pobliżu zapory jest kilka bezpłatnych parkingów. Trzeba jedynie przejechać zaporę, podjechać trochę pod górę i tam znajdują się miejsca parkingowe. Nie znajdują się one bezpośrednio przy tamie i trzeba pokonać pieszo odcinek ok. 100-150 m do tamy, ale są darmowe, w odróżnienia od parkingu przy centrum.

W drodze powrotnej wstępujemy jeszcze do kasyna Sunset Station na lunch w formie bufetu. Jedzenie bajka. Za $7.99 można było spróbować wyśmienitych potraw z różnych zakątków świata. 


Przepyszne sałatki, desery, napoje. Bardzo polecamy to miejsce na posiłek. Nie należy się sugerować, że to lunch. Potrawy spokojnie można traktować jak obiadowe. Trudno nam sobie wyobrazić, co więcej może być podawane jako obiad (dinner). 

Dzisiejszy wieczór spędzimy w kasynie New York, New York, gdzie wystawiane jest show Cirque Du Soleil - bilety kupione jeszcze w Polsce. Show to pokaz akrobacji i niesamowitych rzeczy, jakie człowiek może zrobić ze swoim ciałem, jeżeli tylko poświęci wystarczająco dużo czasu na doskonalenie jakiejś umiejętności.
Dziś już ostatni dzień w Vegas. Jeszcze spacerek do znaku "Welcome to Las Vegas" i powrót do moteliku. Z samego rana wyruszamy do Death Valley

Informacje praktyczne:

Początek Red Rock Canyon Loop - 36.131867, -115.421743 (ok. 4,5 km do parkingu)
Sandstone Quarry Overlook  - wyjście na Turtlehead Mountain- parking - 36.162187, -115.450307

środa, 2 stycznia 2019

Droga Trolli i Geirangerfjord

8 - 9 sierpnia 2017

Z Drogi Atlantyckiej przejeżdżamy na kolejną trasę widokową, którą należy zaliczyć będąc w Norwegii, czyli Drogę Troli zwaną też Drabiną Troli (Trollstigen)




Omijamy przeprawę promem, przejeżdżając 200 km zamiast 115 km, ale dla nas to nie problem, bo każdy przejazd to szansa na piękne krajobrazy.





Nasz wzrok przyciągają widoczne w oddali mroczne, postrzępione skały - klimat jak z Mordoru... 








W końcu docieramy pod jedyny chyba taki znak na świecie - czyli "Uwaga Trolle!".









Po chwili zaczynamy wspinać się wąską i stromą drogą na przełęcz.
My jakoś dajemy radę, ale zastanawiamy się, jak autobusy składają się na tych zakrętach... Dopuszczalna długość pojazdu na tej drodze to 12,4 m.








Na przełęczy jest duży parking, zatłoczone centrum informacji turystycznej oraz sztuczne mini kaskady wodne, po których można pobrodzić. 
Nad przepaścią zbudowano też platformę widokową.




My wychodzimy ponad przełęcz i platformę - zdecydowanie preferujemy naturalne środowisko, a widoki są stąd przepiękne.





Zjeżdżamy z Drogi Troli i zaczynamy szukać miejsca na nocleg. Jest już godzina 21-sza. Miejsce tuż za Trollstigen bardzo nam się podoba, tylko czy znajdzie się jakaś sucha polanka pod namiot...





W końcu znajdujemy odpowiednie miejsce.
Być może był to rewir trzech owieczek, bo wpadły wieczorem z awanturą - dzwoniąc dzwoneczkami i głośno becząc. 





Po chwili jednak uspokoiły się  i poskubały tylko trawkę tuż obok.







9 sierpnia

Poranek nieco mglisty i mokry... I to dosłownie - pływamy 
w namiocie na naszych matach.
Okazało się, że rozbiliśmy namiot w dołku, w którym przez noc zebrała się spora kałuża. Zwijamy mokre rzeczy, które wysuszymy, jak tylko zdarzy się okazja.



Przejeżdżamy i przepływamy promem w stronę słynnego -Geirangerfjord







Fjord jest dość wąski otoczony stromymi ścianami, a do miejscowości  Geiranger, położonej na końcu fjordu, dopływają olbrzymie promy wycieczkowe.


Geirangerfjord zyskał dodatkowo sławę, ze względu na pęknięcie pobliskiej góry, której fragment może oderwać się, co spowodowałoby wielkie tsunami niszcząc m.in. miejscowości Geiranger.

Powstał nawet norweski film katastroficzny o tej tematyce zatytułowany "Fala".