Senja

Senja
Husfjellet - Senja - Norwegia

Austria - 2014 - ferraty


Alpy Austriackie to ferratowy raj!

I to właśnie ferraty, czyli ubezpieczone szlaki turystyczne, zachęciły nas do pierwszej wyprawy w te piękne góry.

Przed wyjazdem musieliśmy zainwestować w sprzęt ferratowy, na który składa się uprząż biodrowa, zestaw autoasekuracyjny (2 karabinki i lonża z absorberem energii) oraz kask wspinaczkowy.
Warto było wydać te pieniądze, bo po pierwszym wyjeździe już planowaliśmy następne!



Wyprawa  I - lipiec 2014 /Rax/


Celem pierwszej wyprawy był masyw Rax w Alpach Styryjsko- Dolnoaustriackich, gdzie wybraliśmy ferraty dla początkujących - stopień trudności B (w skali A - E, gdzie E to skrajnie trudno).
Trudność B to i tak było niezłe wyzwanie na początek zwłaszcza, że jeden osobnik z Naszej Czwórki, a konkretnie Monika, walczy z lękiem wysokości!
Podstawowa zasada Moni - powtarzana jak mantra, szczególnie w przepaścistym terenie, to "W DÓŁ NIE PATRZ". A podziwiane przez nas z góry krajobrazy ogląda później na zdjęciach... ;-)

           Do miejscowości Reichenau an der Rax od Chyżnego, gdzie przekraczaliśmy granicę jest zaledwie 460 km. Wyjechaliśmy z Podhala ok. godziny 22, a o godzinie 6 rano  (z dwoma przerwami na rozruszanie kończyn) byliśmy już na miejscu.
Pierwsza nasza ferrata: Alpenvereinssteig - trudność niewielka (B), ale przewyższenie - 1110 m dało nam trochę w kość, zwłaszcza że za nami nieprzespana noc. Finałem "wspinaczki" był punkt widokowy na Dolinę Höllental (raj dla prawdziwych wspinaczy ;-)


Początek ferraty Alpenvereinssteig
 
Ferrata Alpenvereinsteig
W dniu następnym zaplanowaliśmy przejście dwóch ferrat, które znajdują się w masywie Rax: Wildfährte oraz Bärenlochsteig.

Do początku ferraty Wildfährte dochodzimy w 1,5 godziny. Ostatnie 20 minut podejścia to marsz po piarżysku - okruchy skalne obsuwały się pod stopami..., a nad głowami widok na ogromne ściany skalne.

Na początku ferraty Wildfährte








Na dobry początek trochę adrenaliny - mocno przepaścisty teren i obejście prawie pionowej skały.
Stwierdzamy, że mimo niewielkiej trudności (B) autoasekuracja jak najbardziej przydatna i gorliwie wpinamy karabinki w stalową linę.









 
















  Po prawie 3 godzinach podejścia wychodzimy na... nie, nie na szczyt, a na piękną łąkę. Byliśmy maksymalnie zaskoczeni - spodziewaliśmy się stromego zejścia, a nie bieszczadzkich połonin...
Widok po "zdobyciu" ferraty Wildfahrte


Najpierw łąką a następnie wąwozem
Wąwóz Bärengraben
doszliśmy do kolejnej ferraty,
którą zaplanowaliśmy jako drogę zejściową.


Ferrata Bärenlochsteig to droga również o niewielkim stopniu trudności (B), ale w przypadku zejścia ferratą potrzeba większego doświadczenia i skupienia.
Na szczęście jakoś daliśmy radę ;-)


Zejście ferratą Bärenlochsteig





W kominie ferraty Bärenlochsteig


















W ostatni dzień wstaliśmy przed wschodem słońca, zwinęliśmy obozowisko i po 20 minutach byliśmy już w Griesleiten. Na parkingu przy leśniczówce zjedliśmy śniadanie i wyruszyliśmy na na kolejną ferratę.
Dojście do ferraty Preinerwandsteig

Ferrata Preinerwandsteig to krótka ferrata o trudności B (raczej słabe B...) prowadząca na szczyt Preinerwand (1784 m).
Trasa idealna, gdy nie ma się do dyspozycji całego dnia - nam zajęła około 5 godzin.

Początek ferraty Preinerwandsteig


Pogoda była idealna, więc podczas wędrówki rozkoszowaliśmy się pięknymi widokami.

Koniec ferraty Preinerwandsteig




















Po zdobyciu szczytu zrobiliśmy krótki odpoczynek na łące, wśród kosodrzewiny.

Znaczna część naszej drogi powrotnej to zejście (a częściowo też zjazd- nie zawsze kontrolowany... ;-) piarżystym kotłem Preiner Schutt.


Wyprawa II - sierpień 2014  /Alpy Ennstalskie, Hochschwab/

 Ferrata Südwand

Podczas kolejnej wyprawy docieramy w Alpy Ennstalskie.
Podczas dojścia do ferraty Südwand

W miejscowości Gstatterboden na parkingu robimy godzinną drzemkę, żeby nabrać sił po całonocnej jeździe.
Chociaż pogoda nie zachęca to o 6.30 jesteśmy już gotowi do wymarszu - w planach

Südwand- Klettersteig.

W schronisku Buchsteinhaus

Dojście do schroniska Buchsteinhaus w towarzystwie mżawki i mgieł zajęło nam 2,5 godziny.
Wysuszyliśmy i ogrzaliśmy się w tym przytulnym schronisku, a następnie wróciliśmy na szlak. 


Po godzinie marszu dochodzimy do początku naszej ferraty.

 
Pogoda nadal nie zachwyca i trochę nas to martwi, bo w przewodniku Csaba Szepfalusi napisał o ferracie Südwand: "pod względem widokowym jest to istna perełka"... My musieliśmy wierzyć na słowo, bo mgły niechętnie odsłaniały te cudowne widoki... ;-)







Przejście ferraty Südwand zajęło nam ponad godzinę (wg przewodnika 45 min). Ferrata kończy się na szczycie Großer Buchstein (2224 m). 




 Podczas zejścia pokazało nam się trochę błękitu oraz upragnione widoki... :-) 
Pokonanie całości trasy o sporym przewyższeniu (1880 m) zajęło nam około 10 godzin.
  
  Nocleg znaleźliśmy na dużym, ale przyjemnym kampingu Forstgarten w Gstatterboden. Kamping z czystymi, dużymi łazienkami, kuchnią z jadalnią i miejscem do grilowania przypadł nam do gustu.
Cena kampingu za 1 dobę (4 osoby, namiot, samochód) to 28,50 euro, czyli ok. 30 zł za osobę - dla nas do przyjęcia :-) 

 Ferrata Wildfrauensteig

Następnego dnia budzimy się z dość mocno obolałymi kończynami i zastanawiamy się nad dniem odpoczynku... 
Jednak piękna pogoda nie pozawala nam na marnowanie dnia.
 

Dojeżdżamy do Ardning i "już" o godzinie12-tej wyruszamy na szlak. 


 

Jeszcze nie znamy celu wycieczki, idziemy i rozkoszujemy się alpejskimi widokami - te krowy naprawdę wydają się szczęśliwe ;-) 

Ferrata Wildfrauensteig w dole Ardningalm
Po dwóch godzinach marszu odkrywamy w sobie nowe pokłady energii i decydujemy się na przejście graniowej ferraty Wildfrauensteig  (trudność B-C). Ferrata ta nie jest szczególnie trudna, ale jej początek może przyprawić o zawrót głowy i trzeba też pokonać kilka nieubezpieczonych miejsc z przepaściami po obu stronach.
Na ferracie Wildfrauensteig








Po godzinie dochodzimy na pierwszy szczyt Frauenmauer (1845 m) z małym krzyżem
i żelazną skrzynką.


podróże, ferraty, Austria
Na szczycie Frauenmauer (1845 m)





Tam Domini wpisuje nas do zeszytu wejść (takie zeszyty w żelaznych skrzynkach spotykamy dość często na austriackich szczytach).
 

 Jest to dla nas coś nowego i z przyjemnością wpisujemy tam swoje imiona. Bywa, że pod koniec dnia w zeszycie jest tylko 1 lub kilka wpisów... A gdyby tak na Giewoncie umieścić zeszyt wejść... Trzeba by było założyć komitet kolejkowy do zeszytu ;-)

Ferrata Wildfrauensteig w drodze na szczyt Bosruck
Bosruck (1992 m)


Odpoczynek na kolejnym szczycie (Bosruck 1992 m) pod kolejnym krzyżem.
Tutaj już nie jesteśmy sami - po chwili dołączają do nas skrzydlaci i wygłodniali przyjaciele ;-)
Towarzyszą nam przez cały posiłek - zjadły prawie całą kanapkę!



 Schodzimy ze szczytu i zaczynamy wspinać się na kolejny. 
Kitzstein (1925 m)
 Po 40 minutach wchodzimy na  Kitzstein (1925 m). Chwila odpoczynku pod ostatnim już dziś krzyżem i zaczynamy zejście. Całość trasy zajęła nam prawie 8 godzin, ale pozwalaliśmy sobie na długie odpoczynki i oczywiście przerwy na zdjęcia.
Widok na Bosruck (1992 m)




Ferraty: Schrabachersteig i Markussteig

Na trzeci ostatni już dzień wybieramy dwie proste ferraty (trudność A-B) w masywie Hochschwab.
 
Wychodzimy na szlak w miejscowości Eisenerz. Trochę lasem, trochę trawiastym zboczem idziemy ok. 2 godzin
i docieramy do początku ferraty Schrabachersteig.  


Tutaj zakładamy nasz sprzęt ferratowy, chociaż trudność niewielka - dmuchamy na zimne ;-).
Kask z pewnością jest niezbędny - co jakiś czas krzyczymy informując o strącanych kamieniach...



 Ferrata Schrabachersteig prowadzi nas z jednego żlebu do drugiego i tak prawie na samą górę. Trudność naprawdę niewielka, tylko trzeba uważać na osuwające się spod stóp kamienie.
W żlebie ferraty Schrabachersteig


























Po 30 min. opuszczamy żleb i naszym oczom ukazuje się bajkowa łąka... Postrzępione chmurki, wystające skały
i poruszane przez wiatr źdźbła trawy dopełniają ten sielankowy obrazek ;-)

Widok po przejściu ferraty Schrabachersteig

 
Jakieś 15 minut marszu i docieramy na szczyt Pfaffenstein (1865 m). 
 Robimy dłuższą przerwę na podziwianie widoków - a jest co podziwiać! Majestat przyrody tak ogromny, że aż wypada przyklęknąć ;-)



 Schodzimy ferratą Markussteig - mało tych miejsce ferratowych i czujemy lekki niedosyt... 
Pożegnanie z ferratą Markussteig
Patrząc w dół podziwiamy jezioro Leopoldsteiner See. Dopada nas nostalgia...
To już ostatnie chwile tego sierpniowego wypadu...


W dole jez. Leopoldsteiner See












Cała wycieczka o przewyższeniu 1120 m zajęła nam około 6 godzin.


Wyprawa III - wrzesień 2014 /Dachstein, Hochschwab, Rax/

Ferrata Ramsauer

 Na pierwszy dzień zaplanowaliśmy ferratę w masywie Dachsteinu.
Ramsauer Klettersteig to dość długa (3 godz.) graniowa ferrata o trudności C. 

Naszą wędrówkę zaczynamy w miejscowości Ramsau am Dachstein.
Na parkingu przed wyjściem na szlak /Ramsau am Dachstein/


Na zdjęciu obok po 7 godz. podróży i 50 min drzemki na parkingu... Godzina 6.05- za 10 min. wychodzimy na szlak!


 2 i 1/2  godziny zajmuje nam dojście do schroniska Guttenberghaus. Tam na tarasie robimy krótką przerwę na posiłek i rozkoszowanie się widokami - pogoda na szczęście dopisała! 
Dojście do schroniska Guttenberghaus
Na tarasie schroniska Guttenberghaus














Początek ferraty Ramsauer 

Po 40 minutach dochodzimy
na przełęcz
Gruberscharte (2364 m)
do początku ferraty Ramsauer
Widok z przełęczy Gruberscharte (2364 m)
Na przełęczy Gruberscharte (2364 m)



Początek ferraty - mamy do pokonania ostra grań.
Widoczność jest nieco ograniczona przez mgłę, ale i tak widzimy pod stopami przepaście, które robią na nas wrażenie.









Ferrata Ramsauer








 



Scheichenspitze (2667 m)













Po godzinie wspinaczki ferratą dochodzimy do najwyższego punktu dzisiejszego dnia - na szczyt Scheichenspitze (2667 m)



Wędrówki ferratą mamy jeszcze 2 godziny. I to prawie cały czas granią! 

Cieszymy się jak dzieci - pogoda idealna, widoki bajkowe - chcemy tu być jak najdłużej... :-)






 
  Cała ferrata nie sprawia większych trudności, ale zdarzają się miejsca, które wyzwalają większe ilości adrenaliny... ;-)

F. Ramsauer przypomina Orlą Perć


















Ferrata kończy się na przełęczy Edelgriesshohe na wysokości 2505 m.   Zaczynamy zejście - i tym razem towarzyszą nam piargi... Usuwające się kamienie urozmaicają nam drogę - staramy się znaleźć plusy takiego zejścia - stwierdzamy, że kolana mniej bolą, bo większa amortyzacja ;-)


Po około 1,5 godziny z kamiennego świata wchodzimy do zielonej sielanki.
Po drodze spotykamy nieprawdopodobnie małe koniki - widać było, że są dorosłe. Oczywiście zostały utrwalone na zdjęciu ;-)


Miniaturki koników


 Ferrata Eisenerzer

 W kolejny dzień z masywu Dachsteinu przenosimy się 115 km na wschód do pasma górskiego Hochschwab.

Tym razem postanowiliśmy zmierzyć się z ferratą z odcinkami o trudności D - Eisenerzer Klettersteig, która prowadzi na szczyt Pfaffensteinu (1865 m)
Początek ferraty Eisenerzer




Na szlak wychodzimy z miejscowości Eisenerz i po półtorej godziny jesteśmy na początku ferraty.





 








Po pokonaniu pierwszej stromej (częściowo przewieszonej) ściany widzimy cel naszej wspinaczki i człowieka na trasie -
wskazany czerwoną strzałką ;-)




 











Ferrata Eisenerzer nas zachwyciła - trudności w sam raz dla nas (C-D), ale tego D raczej nie za dużo... Wspinaczka miała zająć (wg przewodnika) 2 godziny nam zajęła trochę ponad godzinę, więc na końcu czuliśmy lekki niedosyt...

Na końcu ferraty Eisenerzer
Schodzimy ferratą Markusssteig. 
Z trasy podziwiamy widoki na jezioro Leopoldsteiner See.
Po półtorej godziny jesteśmy przy samochodzie.
Całość trasy (z przerwami) to ok. 5 godzin. Przewyższenie - 1050 m, w tym 350 m ferratą.

Ferrata Kaiser - Franz - Josef - Klettersteig

Po przejściu ferraty Eisenerzer z fragmentami o trudnościach D postanowiliśmy zmierzyć się z ferratą Kaiser-Franz-Josef (D, 3 ½  godz. i 770 m przewyższenia)

Dojście do ferraty rozpoczynamy nad pięknym jeziorem Leopoldsteiner See, które poprzedniego dnia widzieliśmy schodząc ze szczytu Pfaffenstein (1865 m). Byliśmy pełni zapału i optymizmu... 
Widok z dołu na początek ferraty Kaiser-Franz-Josef
To co zobaczyliśmy po 15 minutach podejścia, naprawdę zrobiło na nas wrażenie - wielka pionowa ściana z liną i prętami...
Błyskawicznie zakładamy uprząż i "wskakujemy" na ścianę.

  Ściana okazała się bardziej wymagająca niż przypuszczaliśmy...
Już po pierwszych kilkunastu metrach czujemy zmęczenie dłoni i ramion, a po jeszcze kilkunastu pojawia się drżenie nogi... Jest tak, ja w przewodniku napisał Csaba Szepfalusi: "ściana jest stroma, eksponowana, trudna i dłuższa niż można było przypuszczać"...
Na końcu pierwszej ściany

Podobało nam się bardzo, ale po 20 min. wspinaczki postanowiliśmy jednak skorzystać  z "wyjścia awaryjnego"... Ta 20 minutowa wspinaczka dała nam w kość i nie chcieliśmy sprawdzać granic własnej wytrzymałości..., zwłaszcza , że później nie było już wyjść awaryjnych... Na swoje usprawiedliwienie dodamy, że przez dwa poprzednie dni dość mocno wymęczyliśmy nasze mięśnie.
Opuściliśmy ferratę lekko zasępieni i z mocnym postanowieniem, że koniecznie musimy tutaj wrócić... W drodze powrotnej dla poprawy humoru uwieczniamy na zdjęciach mniejsze i większe stworzenia ;-)
Ferrata Haid-Steig

Na ostatnią ferratę we wrześniu i tym samym w 2014 roku wróciliśmy do masywu Rax, w którym rozpoczęliśmy naszą przygodę z ferratami.
Zdjęcie z czerwca ;-)
Ferratę Haid-Steig upatrzyliśmy sobie już w czerwcu, gdy schodziliśmy z ferraty Preinerwandsteig - zrobiliśmy nawet zdjęcie tabliczki, żeby pamiętać, gdzie mamy wrócić ;-)

Autor przewodnika "Ferraty Alp Austriackich" napisał o Haid-Steig: "Grzechem byłoby nie przejść tej ferraty", jest to tzw klasyk o większych trudnościach - C-D.
Trochę obawialiśmy się tych trudności okazały się one jednak dla nas mniejsze niż w przypadku ferraty Eisenerzer. 

Dojście do początku ferraty zajęło nam niecałe półtorej godziny (z Griesleiten) i przed godziną 9 zakładaliśmy już sprzęt ferratowy spoglądając z fascynacją na osławione drabinki z naprzemianległymi stopniami. Po tej dość nietypowej drabince wchodzi się bez problemu, tylko na początku z lekko podniesionym poziomem adrenaliny... 


 
Trawers po płytach wymaga od nas większego wysiłku i trochę męczy, ale jakież przyjemne to zmęczenie ;-)
Ferrata Haid-Steig












Odpoczynek na przełęczy

Po 40 minutach dochodzimy do przełęczy, która znakomicie nadaje się na krótki odpoczynek. Podziwiamy rozpościerające się widoki oraz turystów na kolejnej drabince.

 
Po przejściu drugiej drabinki dochodzimy do głębokiego kotła, w którym przeżyliśmy trzy małe przygody: w stromym żlebie z super wąską drabinką zaliczyliśmy dwie dość mocne stłuczki kolan, a po chwili bardzo bliski przelot (strąconego przez idących wyżej) sporego kamyka... Kask oczywiście był na głowie, ale z pewnością, gdy słyszymy krzyki gdzieś z góry to trzeba pamiętać, aby nie patrzeć w tą stronę... 


Na zdjęciu obok zaraz po wyjściu z zacienionego kotła. Po chwili dochodzimy do miejsca, gdzie znajduje się Kapliczka Czarnej Madonny (nie została uwieczniona na zdjęciu, gdyż była oblegana przez turystów, może następnym razem... Podobno wraca się do tej ferraty ;-) Od kapliczki jeszcze jakieś 20 minut łatwej wspinaczki i wychodzimy na trawiasty płaskowyż. Kolejne 5 minut i stoimy pod krzyżem na szczycie Preinerwand (1783 m)
Relaks poniżej szczytu Preinerwand (1783 m)
Wróciliśmy łatwą ferratą Preinerwandsteig (A-B)
Przejście całej trasy zajęło nam 5 godzin (w tym 1h i 15 min. ferratą) Przewyższenie 880 m (400 m ferratą).
Trasa naprawdę warta przejścia, chociaż ferrata pozostawia uczucie niedosytu - zbyt krótka :-)

14 komentarzy :

  1. Wspaniałe opisy i cudowne zdjęcia to b.dobra lekcja geografii, zachęca do podróżowania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za ciepłe słowa w te mroźne dni ;-)
    Podróżowanie jest cudowne, ale okazało się, że pisanie o tym też jest przyjemne...
    Człowiek na nowo przeżywa to co już było... Znowu czuje kamienie pod stopami, słońce na twarzy i nawet mały strach nad przepaścią... ;-)
    Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    Jestem pierwszy raz na Waszym blogu i muszę przyznać, że robi wrażenie. Te piękne austriackie ferraty też są dość ciekawe. Korzystaliście z jakiegoś przewodnika ustalając taki przebieg ferrat?

    OdpowiedzUsuń
  4. Witamy na naszym blogu i zapraszamy częściej ;-) Dzięki za mobilizujący komentarz - cieszy nas każdy, bo dopiero raczkujemy ze swoim blogiem (jutro mamy małe święto - kończymy 2 miesiące ;-) Co do ferrat to pomysły na wyjścia czerpiemy z przewodnika Ferraty Alp Austriackich (autor Csaba Szepfalusi) - na razie tom I, ale mamy nadzieję, że starczy sił i ochoty i na II. Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam, zazdroszczę i pozdrawiam z mniej ekstremalnych wypraw górskich. heheheh
    Grzegorz :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolejny bardzo fajny blog, który dodaję w swoje linki. Ciekawy post o ferratach. Właśnie szukam jakiejś austriackiej miejscówki na najbliższy wyjazd.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki :-) Polecamy Camping Forstgarten w Johnsbach - to nasza ulubiona miejscówka. Wkrótce na naszym blogu więcej informacji o tym kempingu.

    OdpowiedzUsuń
  8. A skąd z griesleiten dokładnie wychodzilyscie?

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękne miejsca, dziewicza przyroda.Cudowny klimat austriackich gór.Podziwiam, zazdroszczę.... gratuluję pasji.Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzięki za wpis! Wybraliśmy się dzięki niemu w Alpy Ennstalskie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! To super, że coś się przydało :-) My też byliśmy w ten długi weekend w Ennstalskich. Gdzie konkretnie byliście - co robiliście?
      Pozdro

      Usuń
  11. Witam, polecacie jakiś nocleg lub jakieś pole namiotowe w Reichenau an der Rax lub Griesleiten

    OdpowiedzUsuń
  12. Polecamy Camping Forstgarten w Johnsbach

    OdpowiedzUsuń
  13. Koniecznie przejdźcie Kaiser Franz , ta ściana na początku jest najbardziej wyczerpująca i trudna ale później są głównie trudności ekspozycyjne, natomiast widoki i wrażenia nie do opisania, bardzo polecam.

    OdpowiedzUsuń