Senja

Senja
Husfjellet - Senja - Norwegia

środa, 21 grudnia 2016

Islandia - rafting, Hvitserkur

17 lipca 2016 r. - czwarty dzień pobytu na Islandii.


Wstajemy dość wcześnie, bo przed godziną 5. 
  



Przejeżdżamy północnym oraz zachodnim wybrzeżem Półwyspu Trollaskagi. Zachwycają nas górskie klimaty tego obszaru. 



Na dzisiaj mamy zaplanowany Whitewater Rafting spływ wąwozem East Glacier River z firmą Viking Rafting. Spływ można zarezerwować przed wyjazdem, jednak my zdecydowałyśmy się zaryzykować i jechać bez rezerwacji. Miałyśmy szczęście i akurat do pełnego składu pontonu brakowało dwóch osób - właśnie nas :-) W siedzibie dostajemy specjalne ubranka, które są wodoszczelne i dodatkowo jeszcze są ocieplaczami. W końcu to wody lodowcowe. Pod kombinezony zakładamy 3 swetry, 2 pary grubych skarpetek  i 3 warstwy spodni. Naprawdę nie jest nam za ciepło. Przed wyruszeniem na spływ zostajemy pouczeni, jak należy zachować się w różnych, szczególnie nietypowych, sytuacjach (np wypadniemy i przykryje nas ponton, lub gdy porwie nas prąd rzeki...) Na pontonie jest jeszcze z nami dwóch Duńczyków i dwie Kanadyjki. Nasz skipper pochodził z Kenii, a dwaj ubezpieczający nas na kajakach mężczyźni są z Nepalu - takie międzynarodowe towarzystwo ;-).


Rzeka była dosyć wzburzona,  a przy każdym większym spadzie hektolitry wody przelewały się przez ponton... Od czasu do czasu kogoś "zmywało z pokładu" i musieliśmy wyciągać poszczególnych członków załogi z wody...
W połowie spływu niespodzianka, czyli poczęstunek - najlepsze wafle z bitą śmietaną i powidłami jakie kiedykolwiek jadłyśmy, a do tego gorąca czekolada - pycha. Potem osoby spragnione dodatkowej porcji adrenaliny mogły skoczyć do wody ze skały - oj były emocje!  Na szczęście jedna z Kanadyjek miała kamerę GoPro, więc mamy niesamowite zdjęcia i nagrania z ciekawszych części spływu. Nie jest to tanie, ale warto było tego spróbować. 
Ten rafting to jedna z fajniejszych przygód, jakie nas spotkały na Islandii.

Po raftingu zmierzamy na zachód. Po 120 km docieramy do półwyspu Vatnsnes.
















 
Przy jego wschodnim brzegu znajduje się
Hvitserkur -wystająca z morza skała. To nic innego, tylko troll przemieniony w skałę - w końcu jesteśmy na Islandii - tutaj trolle są na porządku dziennym :-)


 

Trolla można podziwiać z platformy widokowej lub z poziomu morza, schodząc 20 metrów karkołomną, śliską, stromą ścieżką.


Objeżdżamy Półwysep Vatnsnes. Na jego zachodnim brzegu znajduje się miejsce, gdzie można obserwować kolonię fok.

 
Nocleg mamy w miejscowości Hvammstangi.
Duży kemping położony jest w malowniczym miejscu poniżej kościoła i cmentarza.
 
 
Korzystając z pięknej pogody wieczorem  idziemy jeszcze  na krótki spacer.




Viking Rafting GPS - 65.434270, -19.306522
Skała Hvitserkur - parking  GPS - 65.603564, -20.639652
Kemping w Hvammstangi  - GPS - 65.402389, -20.929623

niedziela, 18 grudnia 2016

Islandia - Godafoss, Sulur.

16 lipca 2016 r. 

Wodospad Godafoss znajduje się tuż przy drodze nr 1, dlatego też warto być tam wcześniej, jeżeli nie chcemy oglądać wodospadu w tłumie ludzi. 


 
My jesteśmy tam ok. godziny 8 i jest już parę samochodów, a po chwili dojeżdżają autobusy i ludzi jest już sporo..



 



Do wodospadu można dojść wzdłuż jednego lub drugiego brzegu rzeki. My polecamy oba dojścia. Prawą stroną dochodzimy bliżej progu wodospadu (tam też znajduje się parking, dlatego jest tam więcej ludzi), natomiast z lewej można dojść (ok. 500 m) do miejsca, gdzie spadają wody wodospadu.


Nazwa Godafoss oznacza wodospad bogów.  Po przyjęciu chrześcijaństwa to tutaj wrzucono posągi pogańskich bogów.





Od wodospadu jedziemy drogą nr 1 - 52 km- do stolicy północy, czyli miasta Akureyri. Jest to czwarte co do wielkości miasto Islandii. Liczy 18 tys. mieszkańców. My zatrzymujemy się w nim tylko w celu zrobienia zakupów. Zapasy żywności uzupełniamy w sklepach Bonus, w których ceny są do przyjęcia, ale więcej o cenach jedzenia napiszemy w innym poście.

Niedaleko Akureyri (5km) mamy zaplanowane wyjście na szczyt Sulur. Szczyt nie  jest wysoki, bo ma zaledwie 1120m, ale trzeba pokonać 800 m przewyższenia i przejść 11 km w obie strony.

 
Gdy podjeżdżamy na parking górna część szczytu jest spowita mgłą, ale licząc na poprawę widoczności zaczynamy wędrówkę. Szlak jest dość dobrze oznaczony.


W miarę zdobywania wysokości trawa ustępuje miejsca śnieżnym płatom. Śnieg jest miękki, więc wędruje się dobrze.
Końcówka podejścia na szczyt jest dość stroma, nawet śnieg się tutaj nie utrzymuje...
Sulur - 1120m n.p.m.


Niestety mgła nie odpuszcza i ze szczytu nie ma żadnych widoków.








Gdy dochodzimy do parkingu zaczyna się wypogadzać i nawet ukazuje nam się cały szczyt. 
Na parkingu gotujemy obiad, czyli tradycyjnie makaron z jakimś sosem z torebki. Posiłek smakuje niebiańsko, głównie dlatego, że jest ciepły :-) 
Gdy wsiadamy do samochodu pogoda jest już zupełnie inna... Błękitne niebo zachęca nas do zmiany planów. Postanawiamy zjechać z drogi nr 1 i odwiedzić półwysep trolli, czyli Trollaskagi.

Na drodze spotykamy hasające koniki. Wszystkie samochody grzecznie się zatrzymują, aby konie mogły bezpiecznie przebiec.

Do odwiedzenia półwyspu Trollaskagi zachęciły nas opisy w przewodnikach, mówiące o malowniczej okolicy i alpejskich widokach.

 


Droga jest naprawdę piękna widokowo. Zatrzymujemy się na miejscu postojowym przy zatoce. Jest pusto, cicho, spokojnie... Aż dziw, że w tak pięknym miejscu nie ma w ogóle ruchu. Warto zjechać z "jedynki"... :-)

Dwoma długim tunelami dojeżdżamy do miasteczka Siglufjörður, położonego w bardzo malowniczym miejscu. 



 

Śpimy na kempingu przy porcie w ramach karty Camping Card, o której pisałyśmy w poście z dnia drugiego.
Kemping jest mocno oblegany, ale udaje nam się znaleźć kawałek miejsca na postawienie naszej Daci- camper. Na postawienie namiotu nie byłoby szans. Wieczorem idziemy na spacer po miejscowości, nasze zainteresowanie wzbudzają zabudowania. Domy są niespotykanie skromne i małe, a stoją przy nich samochody niewiele mniejsze od domów...

Informacje praktyczne:

Wyjście na szlak - szczyt Sulur - parking - 65.657281, -18.171715 
Kemping przy porcie - Camping Card -  66.150232, -18.909961

środa, 14 grudnia 2016

Wyspy Owcze - wyspa Mykines, Vagar, Streymoy, Eysuroy


29 lipca 2016 - piątek

Prom, którym wracamy z Islandii przybija do Thorshavn o godzinie 3. Pierwszą wędrówkę mamy odbyć wzdłuż jeziora Sørvágsvatn. Pogoda nie jest nam łaskawa. 




Chmury zbierają się nisko nad głowami, zasłaniając szczyty i pobliskie pagórki. Nie jest dobrze. 


Można się tego było spodziewać, ponieważ jakaś połowa dni na Wyspach Owczych w lipcu i sierpniu to dni deszczowe. Niestety okazało się, że to właśnie te dni z tej połowy deszczowej.... 



Przed wyjściem na szlak do wodospadu Bøsdalafossur wzdłuż jeziora Sorvagsvatn mamy jeszcze godzinę na krótki odpoczynek na parkingu. O 6.00 wyruszamy na szlak. Pada, wieje, jest zimno. No żyć i nie umierać. 




Peleryny przeciwdeszczowe szaleją. Rzekłbyś, żyją swoim życiem. 


Trasa jest łatwa i niewymagająca ani zbyt dobrej kondycji ani znajomości poruszania się w terenie. 

My przemieszczamy się tam i z powrotem trasą wzdłuż jeziora. 

Plan początkowo zakładał, że będziemy robić pętelkę i dojdziemy do końca idąc trasą z miejscowości Midvagur, ale pagórki, którymi trzeba by było się poruszać, były całe we mgle, więc postanowiłyśmy przejść trasą poprowadzoną przy brzegu jeziora. Mimo takiej pogody widoki robią wrażenie. Chmury nadają jeszcze dodatkowo drapieżnego charakteru olbrzymim klifom. 

Trochę przemarznięte ale zadowolone wracamy na parking i jedziemy do portu.   



Kolejna wyprawa zaplanowana na ten dzień to wyspa Mykines. Jeszcze w Polsce zarezerwowałyśmy lot helikopterem. Można to zrobić jakiś miesiąc przed wylotem, ale trzeba się raczej spieszyć, bo dostępne miejsca dosyć szybko znikają. 

Samochód zostawiamy w porcie i na lotnisko wędrujemy około 3km. Z wyspy Mykines zamierzamy wrócić promem, więc samochód będzie już na parkingu, jakieś 20m od miejsca, gdzie przybija prom. Wyspa Mykines słynie głównie z olbrzymich kolonii maskonurów oraz głuptaków.

Po wylądowaniu od razu udajemy się na szlak na drugą z wysp zwaną Mykinesholmur. Cały szlak to około 8km, czyli jakieś 2-2,5h marszu. Po drodze spotykamy bardzo ciekawą kobietę, która od kilku lat obserwuje i bada kolonię maskonurów. Prosi nas, aby nie zakłócać spokoju wybranej grupie i nie schodzić ze szlaku. Obie wyspy połączone są ze sobą mostem. 

Wędrując po ścieżce możemy podziwiać maskonury z odległości nawet pół metra. Ich gniazda są dosłownie wszędzie. Są przepiękne i niesamowicie pokraczne, co dodaje im tylko uroku. Na końcu wyspy – zaraz obok latarni - rozbijamy nasz wiatrochron, aby w spokoju porozkoszować się widokami klifów i oceanu. Po powrocie ze szlaku mamy jeszcze około 2 godzin do promu. 




Przez półtorej godziny przyglądamy się dzieciom, które razem z mamą i prawdopodobnie wszystkimi innymi dziećmi ze wsi, skaczą przez skakankę na placu głównym wioski. Bardzo ciekawe doświadczenie socjologiczne. 


Bilety na prom można kupić na pokładzie. My kupiłyśmy je jeszcze przed wyjazdem – tak dla pewności. Przejazd na Vagar zajmuje około 30min. Na Vagar już leje. Cieszymy się, że mamy tak blisko do samochodu. 
Dzisiejszy nocleg mamy w A Giljanesi – cena 200DKK (120zł na dwie osoby). Kamping jest spełnieniem naszych marzeń. Ma świetnie wyposażoną kuchnię, ciepłą jadalnię i oczywiście łazienki z gorącą wodą.

30 lipca 2016 - sobota 
Dzisiaj wybieramy się na przejażdżkę po wyspach. Chcemy dotrzeć na wyspę Vidoy. Mamy w planach wyjście na Villingardalsfjall oraz najwyższy klif Wysp Owczych – Enniberg. I oczywiście znowu Wyspy pokazały jak bardzo mylimy się w swoich planach... Gdy dotarłyśmy w końcu do miejsca startu na szlak, okazało się, że mgła jest tak gęsta, że nie widać na odległość 20m. Poza tym już porządnie padało. Co jest??? 

 Na szczęście już sam przejazd przez wyspy to niesamowite przeżycie. Chmury wiszące nad szczytami są wysoce urokliwe i drapieżne. 

W drodze powrotnej postanawiamy jednak coś zdobyć i dlatego wykorzystujemy naszą broszurę Hiking in the Faroe Island



Z miejscowości Kambsdalur udajemy się na szlak, aby podziwiać widoki wysp z wyższego pułapu. 
Szlak oczywiście oznaczony bardzo kiepsko – opis też niezbyt pomocny. 




Ogólnie idziemy na przełaj po stromym zboczu tak, aby dojść do szczytu. Łatwo nie było. Trochę siąpiło, a coraz gęstsze chmury zaczęły zasnuwać pobliskie szczyty.







Kemping w Eidi
Dzisiaj nocleg w Eidi. Już drugi raz śpimy na tym kampingu. Otoczenie jest cudne, a cena (100DKK za 2 osoby) jak na Wyspy wysoce atrakcyjna. 

Jeszcze przed zmrokiem udajemy się na wyprawę po okolicy. 








Najpierw docieramy do wodospadu i do miejsca, z którego doskonale widać dwie skały nazywane: The Giant and the Witch. Następnie spacerek po miejscowości Eidi i poszukiwanie szlaku na pobliski szczyt – wstępnie - przed jutrzejszym wyjściem.


31 lipca 2016 - niedziela.

 To już ostatni dzień naszej wyprawy. Na dziś mamy zaplanowane dwie niezbyt długie wyprawy. Związane jest to z tym, że wypływamy już o 18 do Danii i musimy być w porcie dwie godziny wczesniej. 
Pierwsza krótka wyprawa dzisiaj prowadzi nas na pobliskie klify położone nieopodal naszego kempingu. Widok na klify jest niesamowity. Wiatr także. Znajdujemy sobie wielki głaz, za którym skrywamy się przed wiatrem i przez chwilę podziwiamy widoki. 









Następny spacer to szlak z Skeidsskard do miejsca zwanego Vatndndalsegg, z którego rozciąga się przepiękny widok na wyspę Koltur, Hestur, Sandoy i Suduroy. 







 Jest to wspaniałe miejsce na kubek kawy i posiłek przed dalszą drogą.  







 




 

Dane GPS:
Parking w porcie: 62.070510, -7.326372
Lotnisko: 62.069039, -7.279013
Kemping w A Giljenasi: 62.047439, -7.163737
Kemping w Eidi: 62.306709, -7.084256
Wyjście na szlak – jezioro Sorvagsvatn: 62.045512, -7.214544
Wyjście na szlak w Kambsdalur: 62.219031, -6.815689
Wyjście na szlak Skeidsskard - Nardadalur: 62.086436, -6.941841
Cena za tunele: 
Na Wyspach są dwa płatne tunel, którymi przedostajemy się z wyspy na wyspę- przejazd każdym tam i z powrotem to koszt - 100DKK, czyli ok. 60zł (płatne na stacjach benzynowych - do trzech dni po przejeździe)