19 lipca 2016 - szósty dzień pobytu - spotkanie z maskonurem :-)
Na Półwysep Latrabjarg jedziemy kierowane chęcią zobaczenia maskonura, czyli ptaka - symbolu Islandii. Aby tam dotrzeć pokonujemy 47 km szutrową drogą. Trasa jest dosyć męcząca i wlecze się niemiłosiernie.
My dojeżdżamy tam w miarę wcześnie i nie ma jeszcze zbyt wielu samochodów na parkingu. Wiatr natomiast jest niesamowity, a połączany jeszcze z gęstą mgłą, która przesuwa się targana jego siłą, robią wrażenie zimna i niemożliwości oparcia się ich sile. Przez 30 minut siedzimy w samochodzie obserwując jak wiatr targa ludźmi w oddali. W końcu decydujemy się na odważny krok i wychodzimy na zewnątrz. Nie jest tak źle, jak to wyglądało...
Już jakieś 20 metrów od parkingu widzimy pierwsze maskonury, które grzecznie pozują do zdjęć ciekawskim turystom.
Ptaszyska są naprawdę piękne i słodkie.
W ogóle się nie boją. Maskonury są dosyć małe - mają ok 30 cm wysokości i chodzą w zabawny sposób kołysząc się na boki.
Decydujemy się powędrować w górę wzdłuż klifów.
Wchodząc coraz wyżej zostawiamy mgłę z tyłu i możemy rozkoszować się widokiem klifów i półwyspu Snæfellsnes z królującym szczytem wulkanu Snæfellsjökull, który widoczny w oddali spowity był u podstawy mgłą.
Wulkan - Snæfellsjökull |
Na zboczach klifów tysiące ptaków pozakładało gniazda. Ich krzyk i nawoływanie piskląt rozchodziły się po całych klifach.
Wędrówka klifem zajmuje nam około 3 godzin - w sumie ponad 9 km marszu, 370 m przewyższenia i dziesiątki zdjęć wykonanych maskonurom i klimatyczny mgiełkom.
Schodząc do parkingu znowu wchodzimy w mgłę. Jeżeli komuś nie chciało odejść się od parkingu, to nie wiedział nawet, że w górze (jakieś 200 m pionie) jest taka piękna pogoda!
Po opuszczeniu Latrabjarg robimy przerwę na obiad na parkingu z pomnikiem bohatera narodowego Islandii, ale kim on był nie jesteśmy w stanie powiedzieć, ponieważ opis był wyłącznie po islandzku.
Kolejnym naszym celem jest słynny i najbardziej rozpoznawalny szczyt Islandii, czyli Kirkjufell, który fotografowany jest zwykle w połączeniu z wodospadem Kirkjufellsfoss.
ale fajne te maskonury :d
OdpowiedzUsuńSuper te ptaszki.
OdpowiedzUsuńSą takie kochane i słodkie, a nazwa MASKONURY w ogóle nie pasowała nam do nich... Zdecydowanie fajniejsza jest nazwa angielska Puffin i takiej nazwy też używałyśmy - takie "miękka" i przyjemna - ja one ;-)