
Z kempingu w Vik jedziemy w kierunku Parku Narodowego Skaftafell, który jest częścią lodowej krainy, czyli Parku Narodowego Vatnajokull.

Do przejechania mamy 140 km. W przewodniku znajdujemy informację, że trasa jest monotonna i praktycznie nie ma tutaj nic ciekawego, ale nas zachwycają polodowcowe pustynie oraz ogromne pola lawy.

Droga poprowadzona jest przez pole lawy Eldhraun, które powstało w wyniku jednej z najpotężniejszych erupcji w dziejach Ziemi. Wulkan Laki w 1783 r. wyrzucił spod ziemi 15 km3 lawy! Jakoś nie mogę sobie wyobrazić takiej ilości czegokolwiek...
W wyniku wybuchu, który trwał kilka miesięcy, wymarło 80% owiec, w konsekwencji czego z głodu zmarło ponad 20% mieszkańców Islandii.

Teraz ogromne pole lawy przykryte jest zielonym mchem, wygląda niewinnie i miło dla oka, ale myśl o drzemiącej pod ziemią sile przyprawia o dreszcze...

Zatrzymujemy się w miejscu, które przywodzi nam na myśl amerykańskie krajobrazy - prosta droga i olbrzymie skały.

W końcu dojeżdżamy do Parku Narodowego Skaftafell.

![]() |
Hvannadalshnukur (2110 m) |
Ze szlaku widzimy jak na dłoni najwyższy szczyt Islandii, który znajduje się po drugiej stronie jęzora lodowca.

Pogodę mamy cudowną! To pierwszy tak ciepły dzień na Islandii i jak na ironię jesteśmy w krainie lodowców ;-)

Przez chwilę krajobraz zmienia się i widzimy zieloną łąkę... Ale nie trwa to długo.

Postrzępione, skaliste, szare szczyty to zdecydowanie bardziej islandzki krajobraz.

Na szczyt Kristinartindar (1126 m) prowadzi stromy i piarżysty szlak, ale z pewnością warto się wspiąć na miejsce pomiędzy jęzorami lodowców.


Schodzimy w kierunku wodospadu Svartifoss.

Z pewnością spośród mnogości wodospadów Islandii wyróżnia się swoją innością i warto go zobaczyć.
Na tym przepięknym szlaku spędzamy około 7 godzin i przechodzimy jakieś 17 km.
Przy centrum turystycznym jest możliwość wykąpania się - koszt prysznica to 500 koron (ok.17 zł).

Nocujemy na dziko na parkingu z widokiem na jęzor lodowca.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz