My spędziłyśmy na Wyspach Owczych trzy dni w drodze na Islandię oraz dodatkowe trzy wracając z Islandii. Sama podróż promem to już przeżycie szczególne. Na prom samochodem wjeżdża tylko kierowca, a pozostali pasażerowie wchodzą na niego pieszo. Samochody osobowe są tak upychane pod pokładem, że kierowca musi wysiąść zanim podjedzie następne auto, które parkuje tak blisko, że trzeba poskładać lusterka, aby ich nie urwało. Nasz samochodzik ma oczywiście pamiątkę w postaci dość głębokiego zadrapania na masce, a dodatkowo prawie urwało mu lusterko podczas kolejnego załadunku już w drodze z Wysp na Islandię.
Na pokładzie trochę wiało, ale klimat był jedyny w swoim rodzaju.
Wyspy Owcze powitały nas pięknymi widokami oraz zapowiedzią spędzenia tam niezapomnianych chwil.
Dzień I - 11 lipca
Do Torshavn przybyłyśmy około północy. Z samego rana 11 lipca wyruszyłyśmy na nasze pierwsze wyjście na szlak. Wybierając wycieczki kierowałyśmy się wytycznymi i propozycjami z broszury "Hiking in the Faroe Islands" - niesamowicie przydatna każdemu, kto planuje wędrówki piesze po wyspach - dostępnej w każdej prawie informacji turystycznej, a także na niektórych kempingach.
Wędrówka z Torshavn do Kirkjubøur
Na szlak wychodzimy około godziny 7. Całe przejście zajmuje nam około trzech godzin.
Nieodłącznym elementem krajobrazu, do którego musiałyśmy się przyzwyczaić, były oczywiście chmury. Bardzo często nadawały one bardziej drapieżnego charakteru widokom i nie były żadnym problemem, dopóki nie zasłoniły całego krajobrazu...
Trasa nie była zbyt trudna, ani wymagająca fizycznie. Taki przyjemny spacerek z pięknymi widokami.
Na końcu trasy znajdowała się wioska Kirkjubøur, gdzie większość domów zbudowana jest w starym stylu. Znajduje się tam również najstarszy kościół na Wyspach Owczych.
Po drodze mamy wspaniały widok na pobliskie wyspy Sandoy, Hestur, Koltur i Vagar.
Kolejną wyprawę mamy na wyspie Suduroy, na którą lecimy helikopterem z Torshavn.
Taki lot zamawiamy jeszcze w Polsce. Bilety dosyć szybko znikają, dlatego trzeba śledzić stronę, przez którą dokonuje się rezerwacji. Terminy na ten akurat lot pojawiają się jakieś 9 dni przed datą wylotu. Koszt takiego transportu to 215 DKK za osobę.
W helikopterze jest 14 miejsc. Na uszach mamy słuchawki, ponieważ podczas lotu jest bardzo głośno. Zanim doleciałyśmy do naszego celu miałyśmy jeszcze 2 międzylądowania na innych wyspach. Helikopter to taka miedzywyspowa taksówka.
Wędrówka do Hvannhagi
Po wylądowaniu idziemy na czterogodzinną wędrówkę do miejsca zwanego Hvannhagi, które uznawane jest za jedno z najpiękniejszych miejsc w tamtym rejonie.
Początek trasy znajduje się przy szpitalu w niewielkim miasteczku Tvoroyri, skąd kierujemy się w górę drogi i skręcamy w prawo na jej końcu.
Po jakimś czasie dochodzimy do furtki, przed którą umieszczony jest znak z nazwą Hvannhagi. Jest to ewenement, dlatego warto o tym wspomnieć, ponieważ trasy na Wyspach Owczych są oznaczone bardzo kiepsko.
Często kierujemy się jedynie opisami z broszury typu "Idźcie ukośnie po zboczu góry pomiędzy drogą, którą widzicie poniżej w miasteczku u stóp góry".
Zdarza nam się niestety pogubić na szlaku, a czasami nawet nie znaleźć szlaku w ogóle.
Tu oczywiście też
lekko nadłożyłyśmy drogi niepotrzebnie wchodząc na szczyt, z którego najpierw zobaczyłyśmy jeziorko przy Hvannhagi, a dopiero później tam dotarłyśmy.
Do Torshavn wracamy promem. Bilety kupujemy po wejściu na pokład. Cena - 80 DKK za osobę.
Pierwszą noc spędzamy na kempingu w Torshavn. Bardzo dobrze wyposażony kompleks. Cena za jedną osobę to 95 DKK.
Dzień II - 12 lipca
Kolejny dzień na Wyspach Owczych nie zapowiadał zbyt dobrej pogody i słowa dotrzymał.;-)
Pierwszym miejscem, do którego się udałyśmy było słynne Saksun. Jest to jedno z bardziej magicznych miejsc na Wyspach Owczych.
W oczy rzuca się mały biały kościół, który pierwotnie zbudowany był w innej miejscowości, ale potem rozebrano go i przeniesiono górami do Saksun. Jest tu również kilka domków krytych bardzo spektakularnie trawą, co jest dosyć powszechnym sposobem krycia domów na Wyspach.
Z tej miejscowości można przejść górami do Tjornuvik (ok. 12 km - 5 godzin). Trasa jest bardzo widokowa - podobno... My się również wybrałyśmy na taką wędrówkę, ale niestety niskie chmury uniemożliwiły nam podziwianie widoków, na które bardzo się nastawiłyśmy. Jak mówią - "Nie ma złej pogody - jest tylko nieodpowiednia odzież", ale jak ubrać się, gdy chcesz podziwiać widoki, a mgła zachodzi na wszystko, co jest dookoła. Nienawidzimy mgły.
W połowie drogi do Tjornuvik musiałyśmy zrezygnować z dalszej wędrówki i wróciłyśmy do Saksun. Postanowiłyśmy pochodzić po okolicy, która jest cudowna i magiczna.
Wybrałyśmy się na pobliską plażę, gdzie zachwycił nas czarny kolor piasku oraz spokój i pustka jaką tam zastałyśmy. Potem przydreptało jeszcze kilka osób.
Saksun położony jest przy Lagunie Pollurin na końcu zatoki. Otoczony jest przez dosyć wysokie (jak na Wyspy Owcze) szczyty, co podkreśla jeszcze wyjątkowość tego miejsca.
Sam przejazd po Wyspach jest już świetnym sposobem poznania ich i podziwiania wspaniałych, zapierających dech w piersiach widoków.
Zwierzątka spotkane w Saksun
Vestmanna Cliffs Tour
Kolejnym punktem na ten dzień była wyprawa pod klify w pobliżu miejscowości Vestmanna.Wyprawa pod pobliskie klify znajdujące się nieopodal miejscowości Vestmanna. Całość wyprawy trwa około 2 godziny.
Podpływa się pod wysokie wybrzeże klifowe północno-zachodniej części wyspy Streymoy, gdzie znajduje się mnóstwo grot i gdzie można zobaczyć niesamowitą ilość ptaków, które budują tam swoje gniazda.
Jednym z ciekawszych tworów jakie tam widziałyśmy była skała, którą nazywają "Elephant" i rzeczywiście niesamowicie przypomina swoim kształtem słonia. Skałę tę opływa się dookoła i przepływa się pod "nogą" słonia.
Nocujemy na jednym z najbardziej charakterystycznych kempingów na Wyspach, czyli w Eidi. Kemping położony jest na boisku do piłki nożnej.
Jest chyba najtańszy na Wyspach. Za dwie osoby płacimy 100 DKK. Do dyspozycji jest kuchnia, prysznic i miejsce, gdzie można posiedzieć.
Dodatkowo okolice kempingu były niesamowicie widokowe. Znajduje się blisko brzegu oceanu w niewielkiej zatoce. Otoczony jest wysokimi wzgórzami. W oddali widać piękny, niewielki wodospad, a jak powędruje się wzdłuż klifów to można zobaczyć dwie słynne skały w oceanie zwane "The Giant and the Witch".
Dzień III - 14 lipca 2016
Dziś w planach miałyśmy wejście na najwyższy szczyt Wysp Owczych - Slættaratindur (856 m n.p.m.). Podjechałyśmy na parking zaznaczony jako początek szlaku i niestety okazało się, że nie ma najmniejszego sensu wspinanie się na szczyt, ponieważ mgła spowiła wszystko od wysokości około 200m.
Szlaki jak już pisałyśmy oznaczone są bardzo marnie, a opis w broszurze "Hiking in the Faroe Islands" był w tym przypadku mało pomocny przy poszukiwaniu trasy bez widoczności. Brzmiał on mniej więcej tak: "Przejdź przez ogrodzenie. Nie ma widocznej ścieżki, dlatego trzeba podążać w prostej linii kierując się w gorę od parkingu." I tak należy dojść do wysokości około 670m n.p.m. Wszystko super, ale jak nie widać parkingu przez mgłę to już się robi problem. Tak więc rezygnujemy z wyjścia na szczyt i przekładamy go na jeden z dni, który spędzimy tu w drodze powrotnej z Islandii.
Drogi na wyspie Eysturoy są w dużej części zaznaczone jako widokowe i rzeczywiście poruszając się nimi mamy możliwość podziwiania charakterystycznych dla Wysp Owczych krajobrazów.
Oczywiście na drogach pierwszeństwo mają zawsze owce i trzeba na nie uważać.
Na szczęście są na tyle uprzejme, że zawsze schodzą z ulicy lub zachowują się w miarę spokojnie pozwalając się wyminąć.
Nie chcąc tracić dnia wybieramy jakąś inną wędrówkę, która zapewni nam widoki poniżej poziomu mgły.
Wyruszamy z Elduvik - bardzo małej miejscowości na wyspie Eysturoy - w kierunku Oyndarfjordur starym szlakiem, który kiedyś był jedynym połączeniem między tymi dwiema miejscowościami.
Samochód zostawiamy na niewielkim miejscu postojowym zaraz przy wyjściu na szlak. Podczas wędrówki nieustannie towarzyszą nam owce i barany.
Trasa jest bardzo atrakcyjna widokowo i nawet chmury i mgła nie psują uroku tego miejsca.
Ogrodzone pola uniemożliwiają przedostanie się owiec tam, gdzie ich być nie powinno, ale zawsze jest jakieś udogodnienie w postaci schodków lub furtki dla wędrowców przemierzających szlaki. Tak jest też i tym razem.
Zawsze to miło, gdy turysta nie jest traktowany na prywatnej własności jak intruz.
Końcówka szlaku to widok na wioskę Oyndarfjordur. Po drodze widzimy jeszcze brzeg kolejnej z wysp - Kalsoy. Krótki, niewymagający spacer zaspokoił w miarę naszą potrzebę przemierzania szlaków Wysp Owczych.
Dzisiaj już wyruszamy w dalszą podróż na Islandię. Jeszcze po drodze do stolicy zatrzymujemy się na tak zwany przepakunek, czyli zapakowanie boksa do środka samochodu, aby uzyskać wymaganą wysokość auta do wjazdu na prom.
Oczywiście zatrzymujemy się jeszcze na zdjęcia i uwieczniamy to, co robi na nas największe wrażenie, a następnie wyruszamy do stolicy Wysp Owczych, czyli Torshavn.
Torshavn to niezupełnie odzwierciedlenie wyobrażenia o tym, jak wygląda stolica. To raczej niewielkie miasteczko ze szczególnym klimatem i zabudowaniami, które oddają charakter całych Wysp Owczych.
I jeszcze dodatek, czyli kuszetki na promie znajdujące się na drugim pokładzie, czyli zaraz nad maszynownią. Na promie dostępne są dwie wersje kuszetek - sześcioosobowe i dziewięcioosobowe. Co prawda w każdej z nich śpi nie więcej niż 6 osób, ale układ tych sześcioosobowych jest dużo wygodniejszy ze względu na to, że odległości pomiędzy kuszetkami są większe i dzięki temu można usiąść na łóżku, co jest niemożliwe w dziewięcioosobowych. Miejsca w kuszetkach przydzielane są przy wjeździe na prom.
Cześć! Czy możecie polecić jakąś wypożyczalnię aut?
OdpowiedzUsuńNiestety nic nie polecimy, bo byłyśmy swoim samochodem :)
UsuńBardzo ciekawy i oryginalny kierunek. Klimat też jest tutaj zagadkowy. Mało kto zwiedził Wyspy Owcze w wzdłuż i wszerz. Są coraz bardziej popularne.
OdpowiedzUsuń