Trasa jak najbardziej nam znana, ale zimą i to o wchodzie słońca - to był nasz pierwszy raz ;-)
Na Trzydniowiański Wierch (1758m) z parkingu przy Dolinie Chochołowskiej docieramy dość szybko, bo w 2 godz. 20 min. To pewnie dzięki niskiej temperaturze i jednak dość "kiepskiej " widoczności o wczesnych godzinach porannych...;-)
Na szczycie czekamy na spektakularne widoki i rozgrzewamy nasze foto-aparty ;-)
Klimat cudowny - nie do opisania, tylko zimno daje się we znaki.
Obserwujemy jak słońce zaczyna oświetlać kolejne szczyty - na zdjęciu obok Wołowiec - cel naszej wędrówki.
Słońce wschodzi nad Ornakiem, a my żałujemy, że nie jesteśmy wyżej - Ornak jest grzbietem górskim o dość monotonnym wyglądzie...
Robimy wspólne zdjęcie na szczycie i szybkim krokiem zmierzamy w stronę Kończystego Wierchu.
Słońce zaczyna nas ogrzewać, ale żeby nie było zbyt różowo - pojawia się mocny wiatr...
Na horyzoncie Babia Góra "udaje" małą chmurkę /zdjęcie z lewej/
Na Kończystym Wierchu (2002) robimy tradycyjne zdjęcie w wyskoku - no niestety nie wszystkim udało się zgrać z samowyzwalaczem aparatu... ;-)
Z Kończystego Wierchu podziwiamy wyniosłą sylwetkę Starorobociańskiego Wierchu (2176m) - to najwyższy szczyt w polskiej części Tatr Zachodnich, ale nasza trasa prowadzi dziś w przeciwną stronę...
Idziemy w kierunku Jarząbczego Wierchu (2137m). Teren robi się coraz ciekawszy ale i trudniejszy. Zbity przez wiatr śnieg tworzy twarde płaty, a spore przepaście po obu stronach nie pozostawiają wątpliwości - czas założyć raki.
Na szczycie spotykamy pierwszych turystów - idą tą samą trasę co my tylko w przeciwnym kierunku. Wymieniamy się informacjami - okazuje się, że dalej też "dmucha" i to ponoć całkiem sporo...
Mocniej zaciągamy kaptury na twarz i zmierzamy w stronę Łopaty (1958m).
Na zdjęciu obok widok z Łopaty na Jarząbczy,
poniżej na Wołowiec
i Rohacze.
Dwa piękne słowackie szczyty - Rohacz Ostry (2088m) i za nim Rohacz Płaczliwy (2125m) przyciągają nasz wzrok, a malownicze chmurki dodają im jeszcze uroku ;-)
W Dolinie Jamnickiej zauważamy olbrzymie stado kozic (zastanawiamy się czy to słowackie, czy nasze zawędrowały do sąsiadów w poszukiwaniu jedzonka ;-)) Liczymy... - 16 sztuk to najliczniejsze stadko, jakie dane nam było zobaczyć w Tatrach.
Na zdjęciu udało się utrwalić tylko przedstawicieli tego ogromnego stada.
Wołowiec (2064m) tuż tuż...
Tempo marszu zdecydowanie spadło - zmęczenie daje znać o sobie - już 8 godzin wyprawy za nami.
Tylko męską część ekipy rozpiera jeszcze energia...
Wołowiec jest popularnym szczytem - tutaj spotykamy już więcej turystów. Zajmujemy miejsce, które chroni nas przed wiatrem i rozkoszujemy się widokami...
Z Rakonia (1879m) podziwiamy jeszcze panoramę szczytów, przez które przeszliśmy
i robimy ostatnie zdjęcia.
Całość trasy (z parkingu na parking) zajęła nam sporo, bo aż 13 i pół godziny, ale nie da się iść szybko, gdy TAKIE cudowne krajobrazy wkoło ;-)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz