Piękna ferrata z emocjami, w uroczy, słoneczny dzień, z cudownymi widokami...
Tak pokrótce można podsumować nasz drugi dzień ferratowego wyjazdu ;-)
Ferrata Kaiser-Franz-Josef, zwana przez nas pieszczotliwie "Józkiem", była nam dobrze znana, a przynajmniej jej początek... Pierwszą ścianę "Józka" zaliczyliśmy we wrześniu 2014 r. oraz w maju tego roku. Po pierwszym spotkaniu z tą ferratą o trudności D/C wiedzieliśmy już, że musimy się do niej przygotować - 3 i pół godziny wejścia i 770 m przewyższenia wymagało trochę siły ramion i kondycji ogólnej ;-) Co prawda poszczególne odcinki ferraty są ponumerowane od 1do 10 i w razie potrzeby można podać swoje położenie służbom ratowniczym, ale woleliśmy nie sprawdzać umiejętności austriackich ratowników ;-)
Pierwsza ścianka ferraty |
Z ciekawością i odrobiną niepewności (co nas tam czeka...?) rozpoczynamy dalszą wędrówkę. Początek to łatwe obejście grzbietu skalnego, a następnie wspinanie po klamrach i prętach.
Co jakiś czas znajdujemy miejsca na odpoczynek i podziwianie widoków - trzeba przyznać, że "Józek" oferuje naprawdę cudowne krajobrazy. Obserwujemy jak jezioro Leopoldsteiner See, spod którego ruszyliśmy w góry, robi się coraz mniejsze...
Od wysokości ok. 1100 m rozpoczyna się kluczowy odcinek - pokonujemy tutaj długą, stromą ścianę z podwójnym rzędem prętów.
Na wysokości 1200 m robimy dłuższy odpoczynek i zaznaczamy swoją obecność w tym pięknym miejscu wpisując się do książki wejść, która znajduje się w podwójnej metalowej skrzynce.
Do dwóch ostatnich fragmentów dochodzimy leśną ścieżką, a następnie trawiastym zboczem.
Słońce dogrzewa niemiłosiernie - dziękujemy niebiosom za małą chmurkę, która na 10 sekund przyniosła nam ulgę...
9-ty fragment rozpoczyna się efektownym, ale raczej łatwym trawersem po prętach.
Następnie grzbietem grani dochodzimy do ostatniego trudniejszego fragmentu (D), gdzie siła ramion zdecydowanie się przydaje...
Ostatni dość trudny fragment |
Ostatni fragment - widok z góry |
Most linowy na końcu ferraty prowadzi donikąd, ale dostarcza wspaniałych wrażeń i nieco emocji - głównie przy wejściu na most.
Przejście ferraty Kaiser- Franz-Josef dało nam mnóstwo satysfakcji. Okazało się, że owszem jest trudna, ale nie aż tak bardzo jak się spodziewaliśmy.
Piękna pogoda zachęciła nas do powrotu na parking nad jeziorem dłuższą drogą przez szczyt Hochblaser (1771 m).
Dzikiej radości dostarczyła nam napotkana na szlaku łata śniegu - w trzydziestostopniowym upale bitwa na śnieżki to prawdziwa frajda! :-)
Ostatni fragment naszego szlaku przebiegał wzdłuż potoku i jeziora Leopoldsteiner See. Z wielką radością wymoczyliśmy nasze zmęczone i rozgrzane stopy w krystalicznie czystym potoczku - idealne zakończenie idealnego dnia!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz