Zachwycone wczorajszym klimatem na Giewoncie i Kopie Kondrackiej
postanawiamy również dzisiejszy dzień
spędzić aktywnie.
Temperatura wyjątkowo niska jak na tegoroczną zimę, bo aż -10
st. C. Po drodze na wszystkich mijanych
stokach narciarskich widzimy, jak armatki
śnieżne radośnie produkują śnieg ;-)
Wyruszamy z Doliny Kościeliskiej o godzinie 4.45. Idziemy czerwonym
szlakiem – znaki pokazują, że do Ciemniaka mamy 3h i 50 min. Mimo sporego mrozu
nie jest nam zimno. Wiatr nas oszczędza – jest cicho i spokojnie. Z każdym
krokiem robi się cieplej, a my ściągamy kolejne cieplejsze warstwy ubrań.
Ładnych widoków
jeszcze nie ma zbyt dużo, ale Giewont prezentuje się nieźle ;-)
Chuda Przełączka (1851 m) |
Na szlaku raczej wiosenne warunki, a zalegający gdzieniegdzie śnieg czy lód
udaje nam się pokonać bez raków, które zakładamy jakieś 400 m przed Chudą Przełączką
(1851 m)
Od tego też miejsca zaczyna nam towarzyszyć silny, bardzo mroźny wiatr. Zakładamy wszystkie ciepłe ubrania jakie posiadamy, a i tak nam zimno...
Zrobienie zdjęć jest prawdziwym wyzwaniem, bo wyciągnięcie ręki z rękawiczki powoduje zamarznięcie wszystkich palców w 5 sekund...
A ponowne wsunięcie dłoni do rękawiczek powoduje prawdziwy ból.
A ponowne wsunięcie dłoni do rękawiczek powoduje prawdziwy ból.
W drodze na Ciemniak.
Nie udaje nam się dojść na Ciemniak przed wschodem. Pierwsze promienie obserwujemy jakieś 200 m od szczytu...
Widok z Ciemniaka (2096 m) na Tatry Zachodnie.
Na Ciemniaku wiatr lekko odpuszcza i spędzamy tam dłuższą chwilę - jakieś 3 min... ;-)
Widok ze szlaku na Krzesanicę (2122 m) w stronę Ciemniaka.
A tu już na zejściu... Prawie zbiegamy, aby jak najszybciej uciec od bezwzględnego wiatru.
Na podejściu na Małołączniak (2096 m) mamy wrażenie, że wiatr zaczyna się nad nami znęcać...
Widok z Małołączniaka na Tatry Wysokie.
Dopiero w Kobylarzowym Żlebie wiatr całkowicie ustaje... I dopiero teraz - po pięciu godzinach marszu - robimy pierwszą przerwę na posiłek i ciepłą herbatę.
Jest bezwietrznie, ale nam ciągle zimno - wiatr przewiał nas do szpiku kości. W żlebie słońca brak, więc też nie ma nas co rozgrzać...
Po dojściu do Przysłopu Miętusiego rozkoszujemy się słońcem i ciepłem.
W Dolinie Kościeliskiej zaskakuje nas mroźny wiatr wiejący prosto w twarz - tego się tutaj nie spodziewałyśmy.
Wypad oczywiście udany - jak to wypad w Tatry, ale na długo pozostanie nam w pamięci zabójczo mroźny wiatr :-)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz