Celem obu wypraw jest bowiem SZARLOTKA!
Jedna dwuosobowa grupa udała się do Doliny Chochołowskiej. Dobra informacja jest taka, że parking "pod szlabanem" nie jest już monopolistą, pojawiła się konkurencja i można zaparkować samochód już za 5 zł (i to za dobę!)
Pogoda na początku nie zachwyciła, ale według prognoz miało być coraz ładniej. I było.
Tempo marszu miało na celu ogrzanie zziębniętych piechurów, więc było dość szybkie. Po 90 min. dochodzimy do celu, czyli schroniska z pyszną szarlotką zwaną Deserem Chochołowskim (cena deseru niemała - 8 zł, ale warto:-)
Szarlotka jest rewelacyjna! Każde wyjście górskie z Doliny Chochołowskiej nierozerwalnie wiąże się z konsumpcją tego rarytasu ;-)
Po wyjściu ze schroniska stwierdzamy, że prognozy nie kłamały - słońce pięknie oświetla chochołowskie szałasy i nie tylko...
Zachwyca nas wszystko - przysypane śniegiem pale i kapliczka z tandetnymi kwiatkami :-)
Druga podgrupa wolny dzień rozpoczęła od szusowania na nartach
o wczesnych godzinach porannych. Dla Domini nie było to łatwe, ponieważ jest strasznym śpiochem i pobudka o 6 nieraz graniczy z cudem, choć hasło "narty" szybko pomogło jej opuścić ciepłe, ukochane łóżeczko... Warunki na stoku bardzo dobre. Dwie godziny intensywnej jazdy, szybki powrót do domu na chwilkę, by wypić kawę
i zmienić uniform
z narciarskiego na górski, ponieważ jeszcze mała wycieczka na Cyrlę "do zaliczenia". Duża kawa jednak spowodowała, że Domini "ucięła" godzinną drzemkę, po której zwarta i gotowa wyruszyła z Konradem na Cyrlę (844 m)
o wczesnych godzinach porannych. Dla Domini nie było to łatwe, ponieważ jest strasznym śpiochem i pobudka o 6 nieraz graniczy z cudem, choć hasło "narty" szybko pomogło jej opuścić ciepłe, ukochane łóżeczko... Warunki na stoku bardzo dobre. Dwie godziny intensywnej jazdy, szybki powrót do domu na chwilkę, by wypić kawę
i zmienić uniform
z narciarskiego na górski, ponieważ jeszcze mała wycieczka na Cyrlę "do zaliczenia". Duża kawa jednak spowodowała, że Domini "ucięła" godzinną drzemkę, po której zwarta i gotowa wyruszyła z Konradem na Cyrlę (844 m)
Od początku wyjścia szybkie tempo marszu, by rozgrzać się troszkę, bo temperatura 6 kresek poniżej zera. Pora obiadowa, żołądki zaczęły dawać znać o sobie. W miarę szybko dotarliśmy do schroniska, gdzie zjedliśmy mały obiad , a na deser- tradycyjnie- szarlotkę (5zł), którą uwieczniliśmy na zdjęciu.
Z pełnymi brzuchami, prawie wybiegliśmy z chaty, by zobaczyć jeszcze zachodzące słońce.
Z pełnymi brzuchami, prawie wybiegliśmy z chaty, by zobaczyć jeszcze zachodzące słońce.
Pogoda nam dopisała. Dzień spędziliśmy dość aktywnie, więc wróciliśmy zadowoleni, naładowani pozytywną energią i z dużymi pokładami sił do pracy:)
No nie ..... to w Chochołowskiej pieką taką szarlotkę jak ja !?
OdpowiedzUsuńNo może - prawie taką samą :):) A ta polewa to wiśniowa czy jagodowa?
Widzimy, że mamy wiernego fana Kocia Mamo. Cieszy nas to niezmiernie :-)
OdpowiedzUsuńPolewa jagodowa i to z prawdziwą śmietaną! Warto przejść te 10 km...
Piękna zima tylko w górach!!! Z Kopca Kościuszki czasem je widać;-))
OdpowiedzUsuńGratuluję, super zdjęcia i bardzo fajny blog:-)
PS. Kocia Mamo dzięki za info;-))
Pozdrawiam. Nowa czytelniczka Ania
Cieszymy się, że blog się podoba i witamy nową czytelniczkę Anię :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy Kraków
Super zdjęcia i znajome widoki!:-)
OdpowiedzUsuń